Jakiś czas temu miejsce w mojej szkole miał Konkurs Mitologiczny, na którym jedną z konkurencji dla każdej z klas było przygotowanie scenki z mitologii. Dzięki pomysłowości i pewnemu zgraniu klasy udało się przygotować całkiem przyjemną scenkę, za którą otrzymaliśmy 9/9 punktów z danej konkurencji. Był to Odyseusz w wersji nowoczesnej, bardzo fajnie zrobiony. W jury konkursu była inna polonistka z naszej szkoły, która zajmuje się przygotowywaniem szkolnych przedstawień teatralnych (o tematyce zazwyczaj profilaktycznej, grałem już w jednej takiej scence, o czym pisałem wcześniej). Stwierdziła, że zbliża się miejski przegląd małych form teatralnych (który miał być pod znakiem kabaretu), na który nas wysłała. Tam również wystawiliśmy Odyseusza, było świetnie.
Wygraliśmy ten przegląd. W jury znajdowali się aktorzy z, o ile dobrze pamiętam, Teatru Nowego w Poznaniu, którzy stwierdzili, że zapraszają wszystkie zespoły z top 3 do udziału w przeglądzie kabaretów, który miał odbyć się w ich mieście. Nasz klasowy gospodarz, zwany później przywódcą, który był głównym motorem napędowym całego przedsięwzięcia, a także głównym twórcą scenki, rozmawiał po nim z jednym z członków jury, i przekazał mu swój numer telefonu.
Długo nikt nie dzwonił. W końcu telefon przywódcy zadzwonił. Rozpoczęły się przygotowania do wyjazdu do Poznania. Pojawiły się jednak pierwsze kłopoty. Jak wynikało z rozmów, najpierw tajemniczy pan organizator myślał, że jesteśmy szkołą, która zajęła miejsce drugie i miała wielce symboliczną scenkę o tym jak obsypanie mąką zabija. (w rzeczywistości najprawdopodobniej chodziło o ulotność życia) Był najprawdopodobniej nieco zawiedziony tym, że jednak jesteśmy tą pierwszą ekipą, bo to że byliśmy bezkompromisowi, momentami lekko bezczelni, no i bez kompleksów ma jednak swoje minusy – w koncu nasze przedstawienie znajduje sie w typowym zakresie kabaretów. To niekoniecznie musi się podobać, bo nie jest na pewno wysmakowane, wyszukane.
Nagle okazało się, że teatr z Poznania wycofał się z organizacji tej imprezy. Nie zmieniało to faktu, że mieliśmy i nadal mamy jechać do Wielkopolski, z tym, że grać mamy nie w teatrze, tylko w… zwykłym gimnazjum w Tarnowie Podgórnym. To nie robi mi żadnej różnicy, prócz tego że przynajmniej kilka spraw będzie musiało zwyczajnie wyglądać zupełnie inaczej. Prawda jednak, to nie jest teatr, tylko zwykłe przedstawienie dla uczniów „jakiegośtam gimnazjum, których w ogóle nie będzie to obchodziło”. Zmniejszyła się też kwota, którą miał dopłacić pan organizator, na szczęście szkoła dofinansowała autokar i nie będzie trzeba nic płacić za transport tam.
Przywódca wymyślił, że nie ma sensu telepać się 350 km tylko i wyłącznie z 15-minutową scenką, więc wymyślił, że damy tam prawdziwy teatr. Przygotował więc scenariusz Troi – która jak wiadomo była przed Odyseją, i chce połączyć te dwie scenki. Pierwsza jednak nie ma zbyt wiele wspólnego z kabaretem, to po prostu „teatr”.
W tym miejscu pojawiły się problemy. Po pierwsze, jako klasa mamy 37 lekcji w tygodniu, w różnych godzinach, ze względu na podział na grupy językowe. Do tego, niektórzy mają zajęcia dodatkowe, a innym po prostu nie chce wstawać się w poniedziałek o 6 by dojechać do oddalonego o 25-40 km miasta ze szkołą i ćwiczyć scenki, kiedy można przyjechać do szkoły na dziesiątą.
To dałoby się przetrwać, pojawił się jednak kolejny problem – motywacja. Okazuje się, że duża część ludzi była napędzana jeszcze przez to, że myśleli, że w tym Tarnowie Podgórnym grać będziemy w teatrze. Widocznie albo przywódca akurat im nie tłumaczył, jak sytuacja wygląda na miejscu (nie pamiętam czy to robił, bo zwyczajnie to jeden z moich przyjaciół i jak to zwykle z przyjaciółmi bywa, ze mną rozmawia więcej), albo nie słuchali, co całkiem możliwe, bo moja klasa jest o profilu bardziej kabaretowym niż matematyczno-fizycznym. Nie ma tam nawet porządnej sceny, do tego widowni najprawdopodobniej nie będzie obchodziło to, że przejechaliśmy kilkaset kilometrów specjalnie dla nich, i to dla nich były te próby do scenki, która w ogóle nam nie wychodzi, a ma zostać zagrana za 2,5 tygodnia.
Dzisiaj przywódcy, razem z dużą grupą chłopaków, nie było, z powodu turnieju siatkarskiego, w którym przegraliśmy zresztą co się tylko dało. Lekcje, ze względu na niewielką frekwencję, były więc luźniejsze, to i znalazło się miejsce na wyjaśnienie przeze mnie, jak sytuacja wygląda na miejscu. Zdziwiłem się, że ludzie tego nie wiedzieli, ale najwyraźniej to ich lekko zaszokowało. Wzbudziło to atmosferę pewnego rodzaju buntu, sytuacja wygląda kiepsko.
Jutrzejszy dzień mógł być trudny – przywódca będzie szukał czasu na próby, a duża część klasy nie ma zamiaru nic robić, skoro sytuacja wygląda tak a nie inaczej, i nie widzą większego sensu w wyjeździe. Postanowiłem więc napisać mu, że sytuacja jest ciężka, i zamiast robić próbę na godzinie wychowawczej w piątek, lepiej dobrze przedyskutować ten wyjazd. Jechać w takich warunkach nie ma po co, albo wyjaśnimy sobie niedomówienia, albo zwyczajnie nic nie wypali. Na siłę nie można nic robić, ale przydałby się tu ktoś, kto spojrzy na to z perspektywy nieco innej niż najbardziej zaangażowane strony. Ktoś, kto postara się dać wypowiedzieć się obu stronom…
Ha, żeby napisać tego posta zrezygnowałem dzisiaj z gry w Counter-Strike, co było moim natychmiastowym uzależnieniem od kiedy tylko mam tą grę, czyli od dwóch dni. Zwyczajnie to uznałem za ważniejsze.