Tuluttut – blog o niczym

Tuluttut – blog about nothing, mostly in Polish.

Monthly Archives: Maj 2008

Dziwny poranek

Dziwny ten poranek. Nie dość, że poszedłem spać o północy, to jeszcze obudziłem się samodzielnie o 5:55, a powinienem o 6:45, co gorsza byłem wyspany.

Zaraz po ubraniu się spacer. Nieco wymuszony przez okoliczności, ale bardzo przydatny. Jest całkiem ciepło, ale widać chmury na północ. Z której wieje wiatr? Północnej. Niezbyt przyjemnie, może padać. Trudno, wezmę kurtkę i jakoś to przetrwam. Tyle chodzę, że dla mnie lepszy byłby odpowiednik serwisu bikestats.pl , ale jako walkstats.pl, może nawet taki jest, nie sprawdzałem. Bułgarzy na bazarze dopiero się rozkładają, jeszcze nie widać vana z nagą pamelopodobną kobietą na masce.

Po chwili wracam. Na bazarze rozłożyły się już handlarki kwiatami. „Pani, kwiatuszki na dzień matki”. Ja mój prezent już dałem.

Pakuję plecak, mp3 nie biorę, mimo że ładowałem przed chwilą. Wkładam marynarkę, kurtkę, podręczniki… aparat. Może się przydać. Myję zęby i zaraz wychodzę. Po co tak wcześnie, nie wiem. Wiem, że przez to będę w szkole o jakieś 55 minut za szybko. Trudno, ktoś z moich znajomych na pewno już będzie. To tylko ja zwykle jestem takim śpiochem…

Na cudzoziemca

Wracałem spokojnie autobusem tczewskiej komunikacji miejskiej, gdy nagle okazało się, że w środku znajduje się kontrola biletów. Dla mnie to żaden problem – jeżdżę przecież na miesięcznym. Pokazałem mój bilet i wróciłem do rozmyślań, gdy wyrwał mnie z nich głos kontrolerki: Czy jest tu ktoś, kto mówi po włosku albo angielsku? Oczywiście byłem ja. :)

Podszedlem więc i zapytałem o co chodzi, bo ja znam angielski. Kontrolerka wyjaśniła mi, że trzeba przetłumaczyć dwóm Włoszkom, że muszą zapłacić mandat, bo nie mają ważnego biletu. One pokazywały bilety, ale z innego przejazdu.

– What is the issue? Co za problem? – zapytałem.
Usłyszałem potok słów po włosku. Włoskiego ni w ząb nie rozumiem, więc zmieniłem pytanie.
– Do you speak any English? Czy choć trochę mówicie po angielsku?
– English? Little.
Kontrolerka poprosiła mnie, bym przekazał im, że potrzebują ich dokumentów, bo muszą wystawić mandat gotówkowy. Powiedziałem więc, że potrzebują ich imienia, nazwiska, danych, w odpowiedzi uzyskałem mieszaninę włoskiego i angielskiego, z której zrozumiałem tyle, że myślały, że jeden bilet jest na pięć przejazdów. Zacząłem więc negocjować z kontrolerką, by po prostu teraz zakupiły bilety na przejazd, udało mi się przekonać kontrolerkę. Poszedłem z tą rozumiejącą angielski do kierowcy, kupiłem bilety, oddałem kasę. Wszyscy byli zadowoleni. Przy wychodzeniu usłyszałem „Grazie.”

Jak się później dowiedziałem, zaraz po wyjściu z autobusu zaczęły trajkotać przez komórkę. Płynną polszczyzną :D „I wtedy podszedł taki smarkaty i zaczął tłumaczyć po angielsku” Miały szczęście, że natrafiły na kogoś, kto z nimi odegrał tą szopkę, bo kontrolerzy chcieli wołać policję i wypisywać mandat gotówkowy. Może by się wtedy przyznały, że znają polski. Co tam, niech mają, przy okazji poćwiczyłem angielski, a one oszczędziły parę stówek ;]