Tuluttut – blog o niczym

Tuluttut – blog about nothing, mostly in Polish.

Monthly Archives: Sierpień 2009

Wysterylizowana

W mediach obecnie mówi się o kobiecie, która została wysterylizowana w trakcie zabiegu i twierdzi, że nie wyraziła na to zgody. Dyrekcja przekonuje, że podpisała ona zgodę na wykonanie operacji.

W czerwcu zostałem przyjęty na oddział chirurgii ogólnej szpitala w Tczewie. Przy przyjęciu, przedstawiono mi karteczkę z prośbą o jej podpisanie. Na karteczce wyrażałem zgodę na przeprowadzenie zabiegów, które zostaną mi ewentualnie dokonane podczas pobytu w szpitalu. Zapytałem, o jakie zabiegi chodzi.

To tak na wszelki wypadek

Na jakie zabiegi się więc zgodziłem? Wszystkie. Dopiero po paru dniach dowiedziałem się, że w tym momencie zastanawiano się nad wycięciem mi wyrostka robaczkowego.

Szczegół, że wypuszczono mnie ze szpitala po 2 dniach z diagnozą „infekcja układu moczowego i kolka jelitowa”, a po tygodniu trafiłem do drugiego szpitala, gdzie po wykluczeniu problemów z układem moczowym, wykryto, że to jednak zapalenie wyrostka robaczkowego… którego tym razem ci sami lekarze z pierwszego szpitala nie chcieli już usuwać.

Wędrówka po Tczewie

Wczoraj dałem się wyciągnąć na wędrówkę po Tczewie. Wrażenia? Parę rzeczy mogę sobie lepiej teraz wyobrazić.

Wycieczka ruszała z dziedzińca Centrum Wystawienniczo-Regionalnego Dolnej Wisły, czyli po prostu Muzeum Wisły, gdzie dziś odbędzie się Festiwal Ciechowskiego (na który zresztą też się wybieram). Pojawiło się około 20-25 osób. Okrążyliśmy Stare Miasto wzdłuż obrysu dawnych murów miejskich.

W dawnych czasach, gdy jeszcze czytałem regularnie książki i chciałem zostać historykiem, przeczytałem grubą czerwoną książkę o nazwie „Historia Tczewa”. W związku z tym, część informacji podanych przez „przewodnika” była już mi znana, ale mogłem sobie dużo lepiej wyobrazić, gdzie np stały baszty, którędy się wjeżdżało do miasta, jak wysokie były mury miejskie. Ciekawostką było też przedstawienie dawnego przebiegu drogi do Gdańska – wjeżdżało się do miasta ze strony Czyżykowa, wyjeżdżało na obecną ulicę Dąbrowskiego w kierunku Lubiszewa, stamtąd dopiero do Miłobądza i dalej obecnie znaną drogą.

W Tczewie nie ma miejsc, w których regularnie pojawiają się turyści, dlatego na całym Starym Mieście nasza grupka wzbudzała reakcje. Zaczęło się od wrzeszczących dzieci, próbujących zagłuszyć przewodnika, później minęło nas paru nastolatków.

O Boże, skąd tu tyle ludu, z kościoła się wysypali, czy co?

Później, na ulicy Rybackiej, lokalni pijaczkowie stwierdzili, że mają do czynienia z Armią Zbawienia.

Zdjęcia z wędrówki autorstwa Pawcia na jego Picasie.

omegle.com

Mała rzecz, a cieszy. Cóż, późno jest.

Connecting to server…
You’re now chatting with a random stranger. Say hi!
A word of advice: „asl” is boring. Please find something more interesting to talk about!
You: *pip*
Stranger: what?
You: Just a pip.
Stranger: what’s a pip?
You: the sound you hear when you call somebody
Stranger: no no no, i hear *ring ring*
Stranger: your telephone is different
You: yes, sure it is
Stranger: it is a „special” telephone
You: in which way?
Stranger: in a not normal way
You: So, it isn’t a regular phone. Should have suspected that before.
Stranger: yeah, you go back to the guy who sold you that telephone and tell him that your telephone says *pip* instead of *ring ring*, i’m sure that’ll work
Stranger: it might result in several injuries though
You: okay, gonna try it
You: *pip*
You have disconnected.

$9, a w zasadzie, $8.35

Wakacje. Czas niemiłosiernej nudy. Po odcięciu matematyki i reszty przedmiotów nagle w życiu pojawia się kilka godzn wolnego czasu dziennie. Zawsze można zapchać je wychodzeniem z domu i graniem w gry komputerowe. Nie da się jednak spędzić całego czasu poza domem, a gry szybko się nudzą. Co w takim razie robić?

Postanowiłem więc zająć się czymś choć trochę pożytecznym, czyli zarobić jakieś pieniądze. Jak dotąd, jedyne pieniądze, jakie dostawałem, pochodziły z prezentów, kieszonkowego i stypendiów – tym razem chciałem naprawdę poczuć, że moja praca przekłada się na fundusze. Nie miałem jednak zamiaru odrywać się od komputera, więc znalazłem odpowiednią stronę – Rent A Coder.

Polega ona na prostej zasadzie. Są kupujący i koderzy. Kupujący dają zlecenia, koderzy piszą, ile chcą za wykonanie zlecenia. Kupujący wybiera wykonawcę, wykonawca robi swoje, wysyła kupującemu poprzez stronę, tą drogą do wykonawcy docierają też fundusze za wykonane zadanie. Firma Exhedra Solutions, stojąca za rentacoder.com, pobiera opłatę, zależną od kwoty za zadanie, jednak nie mniejszą niż 3 dolary amerykańskie.

Zarejestrowałem się i przez kilka dni zgłaszałem moje propozycje wykonania zleceń. Wiadomo, że nie zajmę się większym programowaniem albo tworzeniem stron internetowych, bo na tym znam się zwyczajnie za słabo. W związku z tym, miałem wybór – albo zająć się znajdowaniem danych w internecie i tym podobnymi zadaniami, albo pisać artykuły na blogi / e-booki. Wybrałem pierwsze, jako że nawet lubię się tym zajmować.

Przez pierwsze dni, przegrywałem jednak wszystkie zlecenia. Zacząłem więc dokładniej obserwować, jakie ceny proponowałem ja, a jakie inni koderzy. Wygrywający zazwyczaj pochodzili z Indii lub Pakistanu i proponowali zadziwiająco niskie dla mnie ceny. Przykładowo, zadanie, które miało zająć około 20 godzin, za 25 dolarów. Coraz bardziej obniżałem jednak wartość moich ofert, aż w końcu na maila przyszła informacja, że wygrałem zlecenie.

Moim zadaniem było zebranie informacji kontaktowych (strona, e-mail, nr telefonu) do wszystkich kanadyjskich ośrodków narciarskich, o których informacja jest na Wikipedii. Oszacowałem ich ilość na około 100, a zadanie na około 2 godziny. Podczas zbierania danych okazało się jednak, że ośrodków było ponad 180. Samo zbieranie, nie licząc przerw, zajęło mi cztery i pół godziny.

Wygrałem zlecenie, ponieważ niedoszacowałem czas, który może mi ono zająć, i wystarczyło to do bycia najtańszym. Za ile więc to zrobiłem?

Moja oferta: $12.
Po odjęciu prowizji dla Exhedra Solutions: $9.
Po odjęciu prowizji pobieranej przez Paypal: $8,35.
W przeliczeniu na złotówki wg kursu na paypal.com z dnia dzisiejszego: 23,26 zł
Płaca za godzinę: 5,17 zł

Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że póki na paypalu nie mam 25 zł, nie mogę wypłacić sobie kasy na konto. Do tego, od kwoty poniżej 500 zł przy wypłacie na konto bankowe Paypal pobiera prowizję w wysokości 5 zł. Trochę więc sobie na te pieniądze poczekam.

Słowo pisane jest jednak jeszcze tańsze. Przykład z rentacoder: 10 artykułów na wybrane tematy po angielsku, każdy po 400 słów – maksymalnie $13, a pójdzie za mniej, minus jeszcze prowizje. To jest tam całkiem normalna cena, i ludzie wykonują te zadania za tyle.

To ja może lepiej nauczę sie wreszcie porządnie programować…

Dziwny kod?

No proszę, ponad miesiąc bez blogowania, a nadal średnio powyżej 10 wejść dziennie.

Co prawda wiadomości z wykopu przychodzą mi na blipa, ale podsumowanie tygodniowe pokazało mi, że przynajmniej jeden interesujący wykop pominąłem.

Jest to tekst na pokazywarce, a w zasadzie zdjęcia kilku stron pisemka o nazwie Bravo Love. Gazetka ta zdaje się jedynie korzystać z licencji Bravo, a produkuje ją wydawnictwo, tworzące też:

  • Z życia wzięte
  • Sukcesy i porażki
  • Kalejdoskop losów
  • Na ścieżkach życia
  • Sekrety i namiętności

I takie tam, jak na przykład „Śladami Jana Pawła II: Sanktuaria Maryjne”, „Pierwsza Komunia” i zaraz obok „Wielki Horoskop 2009”.

Cóż, przyznam się, sam przeczytałem Bravo Love, dokładnie ten sam numer zresztą, jadąc w te wakacje w Bieszczady. Z jednej strony, dostarcza to niesamowicie dużo śmiechu z ludzkiej głupoty. Gorzej jest jednak, gdy człowiek już się zorientuje, że te pisemka mają olbrzymi nakład.

Coś jeszcze mnie zdziwiło. Mam 18 lat, więc nadal jestem zaliczany do młodzieży, ale gdy czytałem tą gazetkę, poczułem się jak emeryt.

Look [dobrze, że nie „luk”], kolnij, giełda supernewsów, zajawka [tak, wiem, to już wcześniej było, ale nigdy tego nie zrozumiałem], zaskoczką, lasią, „staraj się więc zawsze wyglądać jak milion dolarów” [czyli ubrać się na zielono i szeleścić?], Huston. Ludzie, kto tworzy takie słownictwo? Brzmi to, jakby mówiło się jakimś dziwnym kodem.

Nie wiem, może to ja jestem dziwny (to na pewno). W każdym razie, gdy miałem 13 lat, to nie kupowałem „Bravo Love” tylko „Angorę”. Te gazety, owszem, zawsze były gdzieś na horyzoncie, ale znani mi ludzie zazwyczaj kupowali je, aby się pośmiać.