Wyskoczyłem dziś na jednodniową wycieczkę z Tczewa do… Lisewa Malborskiego. Według internetowego rozkładu jazdy pociągów, jest to podróż na 2 km, jednak zajęła mi ona 9 godzin, a skończyła się w… Tczewie. O co tu chodzi, i dlaczego taka trasa?
Wpadliśmy parę dni temu na pomysł odwiedzenia w sobotę Grudziądza i Malborka. Oczywiście, najlepszym i najtańszym środkiem transportu w tym wypadku jest kolej. Byliśmy ciekawi, czy można kupić bilet na przejazd z Tczewa do Tczewa przez inne miejscowości jako jeden przejazd. Przy kasie okazało się, że „system na to nie pozwala”, więc kupiliśmy bilety do stacji, która znajduje się na trasie pociągu najbliżej Tczewa – Lisewa Malborskiego, przez: Laskowice Pomorskie, Grudziądz, Malbork. Jak się okazało, bilet studencki na tej trasie kosztuje 17,01 zł.
Wsiedliśmy więc w pociąg Przewozów Regionalnych z Gdyni do Bydgoszczy. Po drodze nabrał sporego opóźnienia, przez co ryzykowna okazała się nasza przesiadka na szynobus Arrivy z Laskowic do Grudziądza, lecz ten na nas i jeszcze kilku przesiadających się pasażerów poczekał.
Przejazd do Grudziądza według rozkładu trwa 36 minut. Hint – Arriva honoruje bilety Przewozów Regionalnych, nie trzeba w kasie podawać, że jedzie się pociągiem Arrivy – to dość nowa W Grudziądzu głównym celem było przejechanie się lokalnym tramwajem. Zaliczyliśmy obie linie – jeden bilet ulgowy kosztuje 1,20 zł. Motorniczy sprzedają je tylko w karnetach po 4 sztuki.
Przejażdżki może nie należały do najdłuższych („jedynka” jest dużo krótsza od „dwójki”), ale przynajmniej zwiedziłem kolejną sieć tramwajową – ba, przejechałem w całości. Pospacerowaliśmy też nieco po mieście, pomimo deszczowej pogody. Kilkanaście dodatkowych zdjęć z Grudziądza znajduje się na mojej Picasie. Tak, dość szalonym pomysłem jest robienie sobie wycieczek w listopadzie, ale czemu by nie? Pierwszy raz byłem w Grudziądzu, odniosłem wrażenie, że jest to miasto lekko na uboczu, które zawsze pozostawało w cieniu Bydgoszczy i Torunia. Jego starsza część jest jednak nawet urokliwa, a bardzo dobrym pomysłem było pozostawienie sieci tramwajowej w obrębie starówki.
Kolejnym etapem był przejazd jeszcze jednym szynobusem Arrivy do Malborka. Niestety, tutaj też podjechał średnio wygodny SA106, do tego na inny peron, niż w rozkładzie. Peron, na który miał pierwotnie wjechać, był oczywiście całkiem pusty. Dość szybko ruszył, ale po przejechaniu może kilkuset metrów nagle zatrzymał się i… zaczął cofać. Dojechał z powrotem na swój peron, chwilkę postał i ruszył z powrotem do Malborka. Co ciekawe, kierownik pociągu przez wbudowane na pokładzie głośniczki przywitała pasażerów na pokładzie pociągu do Malborka, przepraszając za trzy minuty spóźnienia. Przewozy Regionalne w tym wypadku akurat nie zachwycają.
W samym Malborku odwiedziliśmy jeszcze niewielki pub „Spiżarnia”, znajdujący się przy ulicy Dworcowej. Można w nim wypić produkty lokalnego browaru z Gościszewa – sam skusiłem się na ich flagowy produkt – piwo Rycerz. Zarówno piwo, jak i sam pub bardzo mi się spodobały. Wewnątrz łącznie 3 stoliki, cegła i drewniany, mocno vintage’owy wystrój. Był też oczywiście kominek, a z głośnika bodajże Maria Peszek. Jak dla mnie idealne miejsce. Znalazłem w Sieci nawet sesję fotograficzną tego miejsca.
Wszystko super, ale przyszła pora na powrót, a bilet mieliśmy przecież tylko do Lisewa… Cóż, nie będzie chyba specjalnie dziwne, jeśli powiem, że przejechaliśmy parę kilometrów dalej. Gdyby pani w kasie w Tczewie mogła nam sprzedać bilet na kółeczko, i tak zapłacilibyśmy tyle samo…
Podsumowując, warto czasem zrobić nawet dość szaloną z punktu widzenia wszystkich konduktorów po drodze trasę, zwiedzając przy tym dość nieodległą, ale mało poznaną okolicę. Moja matematyczka w gimnazjum uwielbiała mówić „Po co jechać do Gdańska przez Szczecin?”. Cóż, niekiedy warto i tak.