Postanowiłem, że dziś pora na testy płytek, które otrzymałem. Zaskoczyło mnie to, że Edubuntu nie ma wersji LiveCD, a jedynie instalacyjną, w końcu wielu ludzi nie zainstaluje kota w worku (choćby ja, póki nie przejdę drobnej reorganizacji partycji to nawet nie mam gdzie go zainstalować :)), ale zapewne przez to mogło zmieścić się tam więcej pakietów edukacyjnych. Ubuntu świetnie znam i używam, więc potrzeby testów nie było, zabrałem się więc za coś, co chyba najbardziej z całej listy płytek wczoraj zakupionych/otrzymanych interesowało – Kubuntu. Pamiętam, że gdy pierwszy raz dostałem płytkę z Kubuntu 6.10 pocztą od Walkera, zadziwiło mnie jak użyteczny był ten system w porównaniu z Auroxem 9.0, który był wcześniej jedyną płaszczyzną mojego kontaktu z Linuksem, i skutecznie mnie do niego zniechęcił. Muszę jednak przyznać, miałem kontakt z nim zaledwie przez parę godzin używania LiveCD, potem wieszał się zawsze w tym samym momencie instalacji i musiałem postarać się samemu o pobranie Ubuntu z Internetu, co przy moim niezbyt szybkim (wówczas 256 kbps, teraz 340 :)) łączu trwało około 12 godzin, chyba dotąd najdłuższy czas, przez który coś pobierałem. Zostałem wówczas szczęśliwym posiadaczem Ubuntu 6.12, przygotowanego przez ubuntu.pl, które na szczęście dostosowuje nieco distro do warunków przeciętnego użytkownika.
Tymczasem dziś miałem do użytku czyste Kubuntu 7.04, na dodatek z celowo wyłączonym dostępem do Internetu, bo chciałem sprawdzić rzeczywistą jego użyteczność w trudniejszych warunkach. Jakie efekty?
Poważnie zastanawiam się, co właściwie tak mnie nakręcało na KDE. Prócz paru ładnych gadżetów, sam już nie wiem. Chyba jednak pozostanę przy GNOME :) Jeśli zaś chodzi o ogólne spisywanie się systemu, bez Internetu Kubuntu LiveCD jest po prostu nieprzydatne. Nie montuje automatycznie partycji przy uruchamianiu (trzeba to zrobić ręcznie), nie ma wbudowane supportu mp3, a na walorach KDE już mniej mi zależy. Racja, normalnie miałbym połączenie z Internetem, po instalacji też automatycznie partycje są podmontowywane, ale chyba już lepiej zainstaluję od nowa Ubuntu na GNOME i znowu skonfiguruję pod siebie, tak jak teraz jest i mi pasuje :)
Skoro już bawię się dziś z Ubuntu, to można zrobić upgrade Xubuntu. Na razie jestem na etapie update 6.10 do stanu, gdy pakietow do aktualizacji będzie 0, wtedy chcę przejść na 7.04, ale póki co przeszkadza mi w tym pad jednego z głównych serwerów, na którym znajdują się kernele and so on, a przynajmniej na to wygląda (error 404), Niemniej nareszcie po skonfigurowaniu udostępniania sieci chce mi się cokolwiek robić z biednym Xubuntu. Okazuje się, że z Xfce też można całkiem nieźle współpracować.
Pewnie każdy o tym słyszał, wyszedł dziś nowy Potter. Ostatni. Jako fan przygód młodego czarodzieja (choć już nie fanatyk, już nie zdarza mi się czytać każdą część po 30-50 razy, jak w podstawówce [od razu widać że nie miałem co robić]) z miłą chęcią wezmę angielską książkę do ręki i przeczytam, nawet jeśli wymagało to będzie zerknięcia raz na jakiś czas do słownika (nie wiem czemu, ale zawsze największy problem mam z pierwszymi 2-3 stronami, potem idzie bez problemu). Pojawia się tylko jeden problem – zamówiłem dopiero wczoraj, razem z podręcznikami do łaciny i przysposobienia obronnego, których nie mogłem znaleźć nigdzie w Tczewie, a które potrzebne są mi do liceum, gdy tylko je dostanę będę miał już wszystkie książki, a czas realizacji zamówienia podawany przez eksiegarnia.pl to 2-5 dni, podejrzewam że roboczych, więc będę musiał poczekać być może nawet do piątku, o ile nie okaże się, że ściągnięcie słownika polsko-niemieckiego dla myśliwych, którego potrzebuje mój wujek nie potrwa dłużej. Niemniej, już kilka dni w necie można bezproblemowo (a przynajmniej tak mi się wydaje, chociaż ciągle zgłaszają się do mnie kolejni ludzie z klubu „Potteromania” na epulsie, którzy nie potrafią sobie znaleźć linka) znaleźć i pobrać słynne zdjęcia, zrobione przez osobę która nie zachowała żadnych zasad zabezpieczenia się przed możliwością wykrycia (swoją drogą, ciekawe kiedy zostanie złapana, jak to będzie nagłośnione i co jej grozi?). Biorąc pod uwagę, że i tak wszędzie, łącznie z Teleexpressem zdecydowano się zarzucić fanów informacjami o tym, jak się książka kończy, to uznałem że nic nie zaszkodzi, jeśli przeczytam początek jeszcze zanim dostanę swój egzemplarz pocztą. Po pierwszym rozdziale uznałem, że tego się spodziewałem i warto jednak poczekać na przesyłkę. Nie zmienia to faktu, że i tak już wiem co się wydarzy i uznaję takie zakończenie za dość typowe, a szkoda, bo można było zinterpretować przepowiednię nieco inaczej i… (autocenzura, nie chcę psuć znajomym i nieznajomym zabawy z czytania). Cóż, pozostaje chyba ostatni raz cieszyć się z tego, że będę miał najnowszego Pottera. W sumie to dobrze, w końcu będę mógł uwolnić się od zastanawiania się, co stanie się dalej, ale takie rozwiązanie jak w ostatniej książce otwiera możliwość napisania wielu, wielu tysięcy fanfików, które na pewno powstaną i niektóre będą nawet ciekawe. Aż szkoda, że prorok.pl tak podupadł…