Tuluttut – blog o niczym

Tuluttut – blog about nothing, mostly in Polish.

Monthly Archives: Lipiec 2007

Krew, LP i Sikorski

Nasza służba zdrowia jest cudowna… Czekać godzinę na pobranie krwi, by się okazało że w tym laboratorium nie przyjmują krwi na badania specjalistyczne, przejechać 2 km do drugiego w ulewnym deszczu przy użyciu komunikacji miejskiej (czyli przejść ponad 300 m i przy okazji kompletnie się zmoczyć), tam czekać kolejną godzinę, by w końcu ledwo co dali radę wycisnąć potrzebną ilość krwi…

Skoro już o krwi, to informacja z lpzion.org:

Razem z wypuszczeniem singla Bleed It Out, w Malezji ruszyła kampania krwiodawstwa, która została zorganizowana przez tamtejszy oddział Warnera. Cała akcja odbędzie się 6 sierpnia.

Piękna promocja, mi też dzisiaj podczas pobrania „grało w głowie”.

Przeczytałem już książkę Sikorskiego, i, jako że nie mam zbyt wiele czasu, to po prostu polecam lubiącym czytać reportaże i/lub tematykę Afganistanu.

Where is my book?

Z tego co widzę, trafiłem do Sztuki Ulicznej w Sarmacji:

)


Link do wpisu w SzU

Cóż, złożyło się, i od razu trafiło w odpowiednie miejsce. Przepraszam Majkela, jeśli używam jego książki :)

Coś do ukrycia?

Czemu właściwie Kaczyński tak nalega by nie było komisji do spraw CBA? Czemu już dwie osoby wyrzucone ze stanowisk za krytykę Fotygi? Czy tu chodzi o lojalność, czy może raczej coś nie ma prawa wyjść do ludzi?

Ciekawe czy po odwołaniu Osucha też koalicja będzie trwać. Na zmianę koalicja trwa i nie trwa. I tak się wszystko wyjaśni prędzej czy później.

W międzyczasie, ja biorę się za książkę Radka Sikorskiego „Prochy świętych”. Lubię reportaże, a Afganistan i Korea Północna to chyba dwa państwa, które najbardziej mnie interesują pod względem informacji ciekawych o nich. I tak pewnie w żadnym z nich nigdy się nie znajdę, ale miło czytać o nich.

Hey – koncert

Przedwczoraj byłem w tczewskim amfiteatrze na koncercie Hey. Przyszedłem około 19:45, zdążyłem jeszcze wysłuchać kilku minut koncertu zespołu eM z Gdańska, który robił jako support (układ koncertów w ramach imprez z cyklu „Lato w Amfiteatrze” w Tczewie jest następujący: koło 17 coś dla dzieci, następnie zespół z Tczewa albo okolic [widać Gdańsk też można pod to podciągnąć], grający choć trochę podobny rodzaj muzyki do gwiazdy, a koło 20-20:30 gwiazda), ale całkiem miło się słuchało tej jednej piosenki, którą zdążyłem usłyszeć. W tym czasie spotkałem jeszcze paru znajomych i ruszyliśmy pod scenę. Jeszcze nie było tłumów, więc bez problemu przeszedłem praktycznie pod same barierki. Chwilę później konkretne tłumy zaczęły się zbierać, ostatecznie pod sceną znalazło się około setki osób, do tego sporo ludzi siadało na krzesełkach na trybunach. Myślę, że cały koncert oglądało jakieś 500-700 osób, do tego sporo ludzi przewinęło się przez amfiteatr na zasadzie „obejrzę parę piosenek, po czym idę”, w końcu wstęp był darmowy, jak w każdą wakacyjną niedzielę w amfiteatrze :)

Około 20:30 na scenie pojawił się zespół. Kasia Nosowska wyszła w czarnym płaszczu i dżinsach i na samym początku poprosiła, by koncert ten ofiarować za zmarłych w katastrofie we Francji, bo w końcu wszyscy kiedyś umrzemy, zostało to przyjęte oklaskami (początkowo nie było nawet wiadomo czy koncert się odbędzie, ale żałoba narodowa została jednak ogłoszona dopiero w nocy), po czym przeszła do piosenek. Na początku było dość sporo skocznych piosenek, co zostało przywitane przez publikę pod sceną żywiołowym pogo, w którym chcąc nie chcąc (bardziej chcąc :D) uczestniczyć musiałem. Jakieś 20 minut wszystko przybierało w miarę cywilizowaną formę, ale stwierdziłem, że pora usunąć się tuż spod sceny i przenieść jakieś 10 m w bok. I słusznie, bo pod sceną zebrało się około 10-12 rosłych chłopaków i to co robili nie wyglądało na trzeźwe działanie…
Koncert właściwie dzielił się na dwie części, pierwszą skoczną i drugą, bardziej melancholijną, ale trzeba przyznać, że Nosowska śpiewa na koncertach tak jak na płytach, mimo że nie miała dobrze ustawione głośności mikrofonu. Generalnie, miło było.

Za dużo dystrybucji?

W najnowszej edycji Distrowatch Weekly znalazł się ciekawy fragment:

Alexander Wolfe stirred up a hornet’s nest this week with his blogged rehash of Too Many Linux Distros Make For Open Source Mess. He basically states there are too many „forks,” but never really gives a firm reason why he feels that way. Eugenia Loli-Queru, of OSNews.com, posted she’s been saying that for years. Wolfe’s post was followed up by fellow Information Week blogger, Serdar Yegulalp, who takes the opposing side, but offered his argument in an analogy comparing Linux distribution to digital cameras. His point being that „diversity” is good. What followed next was a 437-post discussion at Slashdot and an opinion by Adrian Kingsley-Hughes at ZDNet. By the end of the week bigger players had joined in with a piece by Brian Proffitt of Linux Today and Michael J. Jordan’s opinion at Linux Online. Perhaps Rob Staudinger, of Abiword, said it best when he concluded, „Gee, there are too many bloggers.”

W skrócie na polski – kilka osób stwierdziło, że jest za dużo różnych dystrybucji Linuksa, wokół tego wywiązała się potężna dyskusja, którą skwitował Rob Staudinger stwierdzeniem „Rany, jest zbyt wielu bloggerów.”

Zwykle nie umieszczam na blogu cytatów z innych miejsc, ale tym razem warto, bym nie zgubił, a może i innych zaciekawi.

Wybory bez progów…

Zastanawiałem się, jak wyglądałby obecny skład Sejmu, gdyby nie wprowadzono progów wyborczych, a liczba posłów danej partii zależała wyłącznie od łącznej liczby głosów na partię, bez wyliczania dla poszczególnych okręgów wyborczych, a miejsca dla Mniejszości nie byłyby automatycznie zapewnione. Ot, takie dość specyficzne wyobrażenia. Oto potencjalne wyniki (dane odnośnie liczby głosów w wyborach wziąłem z wyborów w 2005 r.):

PiS – 26,99% – 3 185 714 głosów – 124 mandaty
PO – 24,14% – 2 849 259 głosów – 111 mandatów
Samoobrona – 11,41% – 1 347 355 głosów – 53 mandaty
SLD – 11,31% – 1 335 257 głosów – 52 mandaty
LPR – 7,97% – 940 762 głosy – 37 mandatów
PSL – 6,96% – 821 656 głosów – 32 mandaty
SdPl – 3,89% – 459 380 głosów – 18 mandatów
Partia Demokratyczna – 2,45% – 289 276 głosów – 11 mandatów
Platforma Janusza Korwin-Mikke – 1,57% – 185 885 głosów – 7 mandatów
Ruch Patriotyczny – 1,05% – 124 038 głosów – 5 mandatów
Polska Partia Pracy – 0,77% – 91 266 głosów – 4 mandaty
Mniejszość Niemiecka – 0,29% – 34 469 głosów – 1 mandat
Polska Partia Narodowa – 0,29% – 34 127 głosów – 1 mandat
Dom Ojczysty – 0,28% – 32 863 głosy – 1 mandat
Partia Centrum – 0,19% – 21 893 głosy – 1 mandat
Ogólnopolska Koalicja Obywatelska – 0,14% – 16 251 głosów – 1 mandat

Wychodzi 459 mandatów, dlatego gdzieś zapewne znalazłby się jeszcze jeden, nie jestem jednak w stanie policzyć gdzie :)

Do Sejmu nie dostałyby się Inicjatywa RP, Polska Konfederacja – Godność i Praca, Narodowe Odrodzenie Polski (a takie zamieszanie wokół siebie robią…), Mniejszość Niemiecka Śląska, Stronnictwo Pracy i Społeczni Ratownicy.

Byłoby ciekawie w Sejmie, z takimi osobistościami jak Janusz Korwin-Mikke, Leszek Bubel, a może nawet Stan Tymiński. I koalicje musiałyby zawierać więcej partyjek…

Kubuntu LiveCD (wrażenia), upgrade Xubuntu, nowy Potter

Postanowiłem, że dziś pora na testy płytek, które otrzymałem. Zaskoczyło mnie to, że Edubuntu nie ma wersji LiveCD, a jedynie instalacyjną, w końcu wielu ludzi nie zainstaluje kota w worku (choćby ja, póki nie przejdę drobnej reorganizacji partycji to nawet nie mam gdzie go zainstalować :)), ale zapewne przez to mogło zmieścić się tam więcej pakietów edukacyjnych. Ubuntu świetnie znam i używam, więc potrzeby testów nie było, zabrałem się więc za coś, co chyba najbardziej z całej listy płytek wczoraj zakupionych/otrzymanych interesowało – Kubuntu. Pamiętam, że gdy pierwszy raz dostałem płytkę z Kubuntu 6.10 pocztą od Walkera, zadziwiło mnie jak użyteczny był ten system w porównaniu z Auroxem 9.0, który był wcześniej jedyną płaszczyzną mojego kontaktu z Linuksem, i skutecznie mnie do niego zniechęcił. Muszę jednak przyznać, miałem kontakt z nim zaledwie przez parę godzin używania LiveCD, potem wieszał się zawsze w tym samym momencie instalacji i musiałem postarać się samemu o pobranie Ubuntu z Internetu, co przy moim niezbyt szybkim (wówczas 256 kbps, teraz 340 :)) łączu trwało około 12 godzin, chyba dotąd najdłuższy czas, przez który coś pobierałem. Zostałem wówczas szczęśliwym posiadaczem Ubuntu 6.12, przygotowanego przez ubuntu.pl, które na szczęście dostosowuje nieco distro do warunków przeciętnego użytkownika.
Tymczasem dziś miałem do użytku czyste Kubuntu 7.04, na dodatek z celowo wyłączonym dostępem do Internetu, bo chciałem sprawdzić rzeczywistą jego użyteczność w trudniejszych warunkach. Jakie efekty?
Poważnie zastanawiam się, co właściwie tak mnie nakręcało na KDE. Prócz paru ładnych gadżetów, sam już nie wiem. Chyba jednak pozostanę przy GNOME :) Jeśli zaś chodzi o ogólne spisywanie się systemu, bez Internetu Kubuntu LiveCD jest po prostu nieprzydatne. Nie montuje automatycznie partycji przy uruchamianiu (trzeba to zrobić ręcznie), nie ma wbudowane supportu mp3, a na walorach KDE już mniej mi zależy. Racja, normalnie miałbym połączenie z Internetem, po instalacji też automatycznie partycje są podmontowywane, ale chyba już lepiej zainstaluję od nowa Ubuntu na GNOME i znowu skonfiguruję pod siebie, tak jak teraz jest i mi pasuje :)

Skoro już bawię się dziś z Ubuntu, to można zrobić upgrade Xubuntu. Na razie jestem na etapie update 6.10 do stanu, gdy pakietow do aktualizacji będzie 0, wtedy chcę przejść na 7.04, ale póki co przeszkadza mi w tym pad jednego z głównych serwerów, na którym znajdują się kernele and so on, a przynajmniej na to wygląda (error 404), Niemniej nareszcie po skonfigurowaniu udostępniania sieci chce mi się cokolwiek robić z biednym Xubuntu. Okazuje się, że z Xfce też można całkiem nieźle współpracować.

Pewnie każdy o tym słyszał, wyszedł dziś nowy Potter. Ostatni. Jako fan przygód młodego czarodzieja (choć już nie fanatyk, już nie zdarza mi się czytać każdą część po 30-50 razy, jak w podstawówce [od razu widać że nie miałem co robić]) z miłą chęcią wezmę angielską książkę do ręki i przeczytam, nawet jeśli wymagało to będzie zerknięcia raz na jakiś czas do słownika (nie wiem czemu, ale zawsze największy problem mam z pierwszymi 2-3 stronami, potem idzie bez problemu). Pojawia się tylko jeden problem – zamówiłem dopiero wczoraj, razem z podręcznikami do łaciny i przysposobienia obronnego, których nie mogłem znaleźć nigdzie w Tczewie, a które potrzebne są mi do liceum, gdy tylko je dostanę będę miał już wszystkie książki, a czas realizacji zamówienia podawany przez eksiegarnia.pl to 2-5 dni, podejrzewam że roboczych, więc będę musiał poczekać być może nawet do piątku, o ile nie okaże się, że ściągnięcie słownika polsko-niemieckiego dla myśliwych, którego potrzebuje mój wujek nie potrwa dłużej. Niemniej, już kilka dni w necie można bezproblemowo (a przynajmniej tak mi się wydaje, chociaż ciągle zgłaszają się do mnie kolejni ludzie z klubu „Potteromania” na epulsie, którzy nie potrafią sobie znaleźć linka) znaleźć i pobrać słynne zdjęcia, zrobione przez osobę która nie zachowała żadnych zasad zabezpieczenia się przed możliwością wykrycia (swoją drogą, ciekawe kiedy zostanie złapana, jak to będzie nagłośnione i co jej grozi?). Biorąc pod uwagę, że i tak wszędzie, łącznie z Teleexpressem zdecydowano się zarzucić fanów informacjami o tym, jak się książka kończy, to uznałem że nic nie zaszkodzi, jeśli przeczytam początek jeszcze zanim dostanę swój egzemplarz pocztą. Po pierwszym rozdziale uznałem, że tego się spodziewałem i warto jednak poczekać na przesyłkę. Nie zmienia to faktu, że i tak już wiem co się wydarzy i uznaję takie zakończenie za dość typowe, a szkoda, bo można było zinterpretować przepowiednię nieco inaczej i… (autocenzura, nie chcę psuć znajomym i nieznajomym zabawy z czytania). Cóż, pozostaje chyba ostatni raz cieszyć się z tego, że będę miał najnowszego Pottera. W sumie to dobrze, w końcu będę mógł uwolnić się od zastanawiania się, co stanie się dalej, ale takie rozwiązanie jak w ostatniej książce otwiera możliwość napisania wielu, wielu tysięcy fanfików, które na pewno powstaną i niektóre będą nawet ciekawe. Aż szkoda, że prorok.pl tak podupadł…

Ubuntu, Kubuntu, Edubuntu dotarło, Debian kupiony z Linux Magazine

Dzisiejszy dzień obfitował dla mnie w płytki z dystrybucjami Linuksa. Najpierw rano zakupiłem czerwcowy Linux Magazine z Debianem Etch na DVD, a kilka godzin później do mojej skrzynki pocztowej przybyło zamówienie z moimi Ubuntu (3 sztuki), Kubuntu (3 sztuki) i Edubuntu (1 sztuka). Razem wzbogaciłem się dziś o 8 płyt i 4 naklejki Ubuntu. Za Ubuntu, Kubuntu i Edubuntu nie musiałem nic płacić, dzięki usłudze „Shipit” (więcej na stronach dystrybucji), zamówiłem 30 czerwca, wysłano 2 lipca, dotarły 20 lipca, czyli razem czekałem dokładnie 3 tygodnie. Mniej niż zapowiadano (przy wysyłaniu podaje, że od 6 do 10 tygodni, po wysłaniu zamówienia od 4 do 6), co tylko cieszy. Nareszcie będę mógł przenieść się na Kubuntu :) Możliwe też, że zacznę eksperymentować z Debianem.

W związku z tym, że zamówiłem nieco więcej niż potrzebowałem, mam 2 płytki z Ubuntu i 2 z Kubuntu do rozdania osobom mieszkającym w pobliżu. Po przekroczeniu tej liczby, a także w wypadku Edubuntu, Debiana i Damn Small Linux mogę nagrać komuś płytkę, jeśli takową otrzymam :) Ubuntu, Kubuntu, Edubuntu i Damn Small Linux – wystarczy CD, a Debian potrzebuje DVD. Mam też Xubuntu – wersja 6.10, czyli nie najnowsza. Kontakt na matikula9@gmail.com .

KŚ Ekspert

Przypadkiem, w saloniku prasowym połączonym z księgarnią, podczas oczekiwania na załatwienie jednej sprawy, do ręki wpadł mi najnowszy Komputer Świat Ekspert. Dość pozytywnie zaskoczyła mnie ewolucja tego pisma od czasu, gdy ostatnio je zakupiłem. Na płycie DVD dołączonej do wydania niejakie Kubuntu 7, a przynajmniej tak zostało opisane na okładce. W tej chwili łatwo zgadnąć, że chodzi o wersję 7.04/5 (zależnie od tego czy przygotowaną przez Canonical, czy przerobioną przez ubuntu.pl), ale co jeśli takie coś ukazałoby się przykładowo w listopadzie? Skąd przeciętny user miałby wiedzieć że chodzi o Kubuntu 7.05 (informację znalazłem na stronie z opisem programów na linuksa na CD)? Niby drobiazg ale zawsze. Wszystko wskazuje na to, że KŚ Ekspert zaczął wyraźniej dostrzegać open-source community, bo jakiś czas temu bodajże na płycie pojawił się Damn Small Linux , a teraz Kubuntu, do tego strony o Linuksie w środku, sporo programów na licencji GPL, byłem naprawdę mile zaskoczony.

KŚ Ekspert dostrzega też sporą community internetową, choćby przez porady jak zabezpieczyć przed spamem forum oparte na phpbb2, czy informację, jak można zarobić w internecie. Tutaj zaciekawiły mnie dwie rzeczy.

Jedną z podanych możliwości były reklamy Google i tym podobnych serwisów, ale tutaj jako minus podana była konieczność założenia strony (sic!)… W tym momencie, krótko mówiąc, oniemiałem. Taka porada może nie mniej, nie więcej, tylko doradzić dzieciom neostrady, że warto zakładać strony internetowe tylko dla wpływów z reklam, nie posiadając pomysłu na to, co ma być na tej stronie i jakichkolwiek umiejętności w HTML, czyli może czekać nas inwazja bezsensownych stron opartych na PHP-Fusion i Joomli, o ile DN będzie stać na hosting, który zezwala na wstawienie własnych reklam. Na szczęście, szybko się zawiodą odnośnie zarobków.

Kolejna możliwość – „praca” jako moderator forum internetowego. Robię za admina na kilku forach, niektórych nawet sporych (dość specjalistycznych, tematyka mikronacyjna), ale założyłem, że nie warto podchodzić do tego komercyjnie, bo to moje hobby, dlatego fora stoją na darmowych serwerach, robię to dla czystej przyjemności. Poza tym, podane było tam, że na moderowaniu forów można zarobić nawet kilkaset złotych miesięcznie? W jaki sposób? Admin nam da? :) Czy może z reklam, gdzie zarobek jest naprawdę wątpliwy, choć możliwy? :)

Taryfa zero, blogostaty, mikrobloggerzy, miniville, uniwerek w Korei Płn uczy polskiego

Dokucza ośmiodniowy odwyk od internetu. Pobijam właśnie dzienny rekord postów na moim blogu, tworząc już trzeci post. Tym razem odnośnie niejakiej „taryfy zero” w Erze, statystyk na blogu i mikronacyjnych bloggerów.

Jeśli chodzi o Erę, zaciekawił mnie ten tzw. abonament bez comiesięcznej opłaty, ale wystarczyło dokładnie przeczytać informacje na stronie odnośnie tej taryfy. Owszem, abonament miesięczny wynosi 0 zł. Przez pierwsze 12 miesięcy. Później 10 zł. Żeby jednak nie było tak, że po 11 miesiącach delikwent wycofuje się i nie ponosi żadnych z tego powodu konsekwencji, na samym początku płaci się 99 zł za „przyłączenie do sieci”, czyli w rzeczywistości miesięczny abonament przez pierwsze 12 miesięcy wynosi 8,25 zł miesięcznie płatne z góry przy podpisaniu umowy. Ceny rozmów i SMS-ów normalne, co prawda dość tani koszt pakietów danych przez GPRS, ale i tak raczej z tak-taka się nie przeniosę. Szczególnie, że o tanich telefonach można przy tej taryfie zapomnieć.

Staty mojego bloga… Cóż, widać, że go zapuściłem, i już nie reklamuję w opisie na gg. W ciągu ostatnich 30 dni rekord dzienny to 11 wejść. Dzisiaj póki co 7. Jedna osoba dziś dostała się na tego bloga z tagu „Korea Północna” na wordpressie. Jeśli chodzi o frazy z wyszukiwarek, to dominuje Korea Północna („imiona koreańskie” [11 miejsce na google w wyszukiwaniu], „podróże z żartem korean piosenka” [3 miejsce na google], „korea zycie codzienne” [1 miejsce! ciekawe jakim cudem :)], „Pataląg” [13 miejsce, wyjaśnienie – chodzi o Bartka Pataląga, znanego na forum o KRLD pod nickiem kim_bar_tek], „podróże z żartem korea” [9 miejsce] „KOREA PÓŁNOCNA” [54 miejsce dla tagu korea północna na wordpressie, gdzie są linki do mojego bloga, a mój blog na 87 miejscu], „alfabet koreanski” [10 miejsce]), są też jednak „angielska subkultura” [6 miejsce] no i ciekawostka „gdzie szybko przygotować się do bierzm” – tu siebie na google nie znalazłem.

Statystyki bloga

Odsłon łącznie: 378

Best Day Ever: 48

Oglądnięć dzisiaj: 7

Łącznie

Postów: 9

Komentarzy: 14

Tagów: 28
Spam

Liczba spamowych komentarzy, przed którymi Akismet ochronił twoją stronę: 12.

O co chodzi z mikrobloggerami? Otóż o ludzi ze świata mikronacji, którzy jednocześnie prowadzą blogi, na co teraz chyba wzrasta popularność, patrząc po tym jak dużo bloggerów mikronacyjnych dziś znalazłem. Nie liczę oczywiście gazet mikronacyjnych na wordpressie, bo tych pełno, ale i tak Google Reader dziś wzbogacił się u mnie o ładnych kilka nowych feedów. Zacznę oczywiście od jednego z moich najlepszych mikronacyjnych znajomych, czyli Walkera, znanego jako Marcin Pośpiech, Scholandczyk, który w tej chwili powinien lecieć właśnie do Chin. Chyba najbardziej znaną osobą w mikroświecie jest książę Sarmacji, Piotr Mikołaj. Oczywiście on też swojego bloga ma – link. Bloga mikronacyjnego posiada Simone Liberi, nieco zwyklejsze blogi Timios Kiechajas, Jakub Kaczyński, Leszek Karakachanow, Piotr Krause i Mateusz Olejniczak – wszyscy z Sarmacji. Do tego Ivo Marija de Folvil, znany jako Ingawaar, a także Paweł Ciupak, obaj z Wandystanu, a także grupa Valhallijska, były Kajzer Cesarstwa, Fryderyk I von Thorn Czekański (znany jako RCA), Bartosz von Thorn – Mackiewicz i Piotr Soboń. Zapomniałbym o Michale O’Rhada (Radetzkym) z Wolnej Republiki Morvan. Krótko mówiąc, pełno ludzi, w większości na szablonie wordpressowym i w dużej części na samym serwerze wordpressa. Prawie wszyscy albo są Sarmatami, albo z Sarmacji się wywodzą, albo w Sarmacji zamieszkiwali. Ciekawa grupa ludzi, poziomy blogów różne, zawartość od techblogów przez osobiste wpisy po poezję. I znowu zwiększy się liczba itemów na Google Readerze.

Są wakacje i już to odczuwam. W jakim sensie? Zaczynam bawić się w dziwne gierki. Poprzez Harry’ego Pottera, jednego z Nowalczyków, odnalazłem coś takiego jak Miniville. Nie rozumiem francuskiego, ale mniej więcej chodzi o to, by jak najwięcej osób kliknęło na linka z nazwą danego Miniville (można klikać raz dziennie), a za każdym kliknięciem osada rośnie i zwiększa się liczba mieszkańców. Wiem, zabawa dla dzieci neo, ale w końcu są wakacje i naprawdę nie wszystko co robię musi być śmiertelnie poważne i ynteligientne, czasem można też nieco odpocząć, walcząc o bezwartościowe punkty rankingowe. Tak więc lista moich miniville:
– Tczew
– Nowal
– sokker.org

I news dodany na końcu. Okazuje się, że Uniwersytet Kim Il Sunga otwiera fakultet z języka… polskiego. Poszukiwany był ponoć native speaker, ciekawe czy jakiś Polak pojedzie tam, by być drugim w tej chwili obywatelem naszego kraju zaangażowanym w szkolnictwie wyższym (wcześniej pisałem, że Politechnika w Pjongjangu posiada jednego studenta z Polski). Link do wiadomości z forum o KRLD.