Dzisiaj w Wyższej Szkole Bankowej w Gdańsku odbył się etap regionalny konkursu „Pokaż nam język” z języka angielskiego. Sam konkurs jest całkiem przyjemny – 100 pytań zamkniętych, z czego około 70 dotyczy języka, a około 30 kultury, historii i obyczajów krajów anglojęzycznych. Do tego jedno pytanie otwarte – na wszystko 90 minut. Dostanie się na etap regionalny nie było trudne – z całego województwa przedostało się ponad 300 osób.
Zostaliśmy podzieleni na trzy sale. Usiadłem w największej z sal, czekając na konkurs. Rząd za mną usiedli dwaj osobnicy płci męskiej, którzy zaczęli dyskutować o… programowaniu.
Znam C, C++, D, Pythona. Wolę Pythona, szczerze mówiąc, obecnie, jak mam coś do napisania w języku który nie jest stricte obiektowy, to muszę najpierw przestawić sobie myślenie, bo aktualnie myślę całkowicie obiektowo. Nie widzę siebie poza programowaniem.
Natychmiast poczułem się lekko nieswojo. W końcu też chciałbym pójść na informatykę, a jednak na tyle zaawansowany nie jestem ;] Około godziny 10 pojawili się organizatorzy. W ramach wstępu poinformowali nas o zasadach, nagrodach rzeczowych (laureaci etapu regionalnego otrzymali „indeksy” WSB, w etapie krajowym wygrać będzie można też konkretne zabaweczki, np laptopa…), podali, jak będzie odbywało się nanoszenie odpowiedzi, po czym… rozdali niewielkie pocztóweczki.
Proszę wypełnić.
Tyle powiedzieli podczas rozdawania. Zabrzmiało to, jak część konkursu, tymczasem na „pocztówce”:
- Proszę o przesłanie bezpłatnego informatora o studiach wyższych w Wyższej Szkole Bankowej w Gdańsku
- [dane osobowe, w tym adres e-mail, numer telefonu]
- Chcę otrzymywać cykliczny newsletter lub wiadomości mailowe, tekstowe sms dotyczące konkursów, wykładów otwartych i innych wydarzeń z życia Uczelni. Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych dla celów marketingowych Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku. Oświadczam, że wiem o dobrowolności podania danych i prawie ich poprawiania.
Co ciekawe, część ludzi to wypełniła, myśląc, że to obowiązkowe. Ja zabrałem sobie pocztóweczkę z myślą o zeskanowaniu jej, jeśli będzie to potrzebne.
Następnie konkurs – zadania różnego typu. Gramatyka wydawała się nawet prosta, ale jeśli chodzi o kulturę, to mocno kuleję, więc w niektórych wypadkach dość potężnie musiałem się zastanowić. Niektórzy wychodzili już po 20 minutach, ja potrzebowałem ponad 50. Aż dziwne – zwykle wychodzę jako jeden z pierwszych. Dyskusja ze znajomymi, dojście do wniosku:
No to co? Będę szukał siebie tak około 300 miejsca.
Gdy wszyscy zakończyli, na korytarzu pojawił się mężczyzna w średnim wieku, którego mowa zdecydowanie nie brzmiała po polsku. Native, a konkretniej Szkot. Natychmiast zdecydowaliśmy, że w wolnym czasie idziemy na jego wykład, a nie drugi po polsku o motywacji. Temat wykładu – The missing link in the art of communication. Pierwszym missing linkiem był mikrofon, który nie został podłączony. Zostaliśmy w ciągu 40 minut przeprowadzeni przez całą historię i proces powstawania języków, z odniesieniami do Księgi Rodzaju, historii Wieży Babel, Karola Darwina, Kaczyńskiego i Tuska. Całkiem przyjemnie się słuchało, choć momentami do zrozumienia potrzebna była koncentracja. Zaraz po wykładzie na scenę weszły dwie z organizatorek. Zaczęły przygotowywać prezentację WSB dla słuchaczy. Gdy pojedyncze osoby opuszczały salę, padło
Prosimy nie wychodzić.
Posłuchaliśmy o programie Erasmus, czesnym, współpracy z uniwersytetem w Northampton i bliżej nieokreślonym francuskim. Nic szczególnie interesującego, ale na szczęście, niezbyt długie. Chwila przerwy, i miały być wyniki.
Przerwa trwała już pół godziny, a wyników nadal brak. Z nudów zacząłem bawić się ich infokioskiem – okazało się, że na pokładzie ma Red Hata. Trackball nie jest niestety najprzyjemniejszą formą ruszania kursorem. W pewnym momencie, korytarz zaczął pustoszeć. Są wyniki? Nie, wchodzimy ponownie do tamtej sali. Słyszę
Wczoraj [dzień wcześniej był konkurs z niemieckiego i francuskiego] wyniki były przywieszone na tablicy na korytarzu. Dzisiaj raczej też tak będzie, ale wszyscy weszli do tej sali. Pewnie za chwilę wszyscy będą wychodzić, i zrobi się gigantyczna kolejka
I rzeczywiście. Zacząłem nawet wymyślać nagłówek dla BBC. Three people killed in a stampede during English language competition in Gdansk, Poland
Po około dziesięciu minutach przepychania się dotarliśmy do tablicy. Odruchowo zacząłem szukać siebie w okolicach drugiej setki, a po chwili koleżanka ze szkoły poinformowała mnie, że zabrakł jeden punkt. Spojrzałem w lewo – rzeczywiście, jestem siódmy! Moja dźwiękowa reakcja na to brzmiała „LOL”. Usunąłem się spod tablicy, z poczuciem, że musiałem skutecznie strzelać. Nie byłem co prawda najlepszy ze szkoły (koleżanka była trzecia), ale przynajmniej nie musiałem brać udziału w debacie o roli młodzieży we współczesnej Europie, która była etapem ustnym, a brało w niej udział 5 najlepszych. Zależało mi na czasie – dochodziła czternasta, a o szesnastej musiałem być w Tczewie. Powrót SKM o 14:29, i na szesnastą na jazdę. Kolejny konkurs i kolejna godzina za kółkiem za mną. Co następne? Znowu Gdańsk – tym razem z perspektywy lewego fotela samochodu…